Ja jestem narodowcem w co najmniej dwóch sensach:
1. Uważam, że każdy ma prawo kształcić swoje dzieci w takiej kulturze i języku, jaki uważa za stosowne. Nie może państwo mi nakazywać posyłanie dziecka do szkoły, w której uczą obcych mi wartości.
2. Mówię o „narodzie” - a nie o „społeczeństwie”. Społeczeństwo istnieje dziś, teraz. Za godzinę, np. po obejrzeniu jakiegoś programu w TV, będzie to już inne społeczeństwo. Nie mam zamiaru pozwolić, by to przypadkowe społeczeństwo o czymś trwałym decydowało. Ja mówię o „narodzie”. „Naród” to nasi przodkowie (którzy na własnych grzbietach wypróbowali nasze zasady), to my, nasze dzieci, wnuki, prawnuki. „Społeczeństwo”to tylko przekrój przez „naród”. I nie może np., dzisiejsze „społeczeństwo” uchwalić: „Pożyczamy 100 miliardów, przepijamy – i niech nasze wnuki to spłacają! Trzeba dbać o te wnuki – bo to też „naród”.